sobota, 15 grudnia 2012

Suche gacie na dnie morza

Trafiłam na ciekawy blog modowy, tak wiem, to nie w moim stylu, jestem babochłopem, a moje hobby to chlanie i bieganie po lesie z karabinem, ale czasem mi się zdarza, coś tam się we mnie odzywa. Pomyślałam sobie nawet, że mogłoby być ciekawie prowadzić coś takiego, fajnie, kreatywnie i też bym chciała… ale spójrzmy prawdzie w oczy, co ja tam będę umieszczać!? Na co dzień nie chce mi się wysilać, jaram się ciuchami jeśli chodzi o cosplay, ale wywlekając się z barłogu na zajęcia nie mam siły na nic więcej niż jeansy, trepy i koszulkę konwentową, mogłyby tam więc pojawiać się tylko zdjęcia typu: to ja w moim nowym Partizanie, a tu patrzcie zajebista parka N3B, nie jest ładna, zupełnie niepodobna do tych teraz modnych, ale jaka w kurwę cieplutka i funkcjonalna, a to nowy pokrowiec na kałacha i naszyjnik który zrobiłam sobie z łusek. A tu strój mutka, a tu Przybysza z Krypty, a tu właśnie poprawiam ochraniacze na uniformie Monolitu. Wyśmiałam samą siebie i wróciłam do oglądania… Niemniej niedługo pewnie profil tutejszej pisaniny jakoś się ukierunkuje,  jakoś się określę, ale rzeczy którymi się zajmuje są zbyt rozległe i ze sobą niepowiązane, trudno wybrać… A może wcale nie wybierać i niech to będzie lej po bombie?

Bo Rezo jest z hodowli, a Mela jest malutka!

Moje życie jest ostatnio tak samo logiczne jak tok rozumowania tego argumentu, który miał bronić psa przez zmianą imienia. Jest więc pies, i pies jest malutki i stanęło na tym, że ma na imię Mela. Malutka Mela przyszła do nas, lub raczej rozstała przyniesiona ze schroniska,  więc jesteśmy od teraz razem, my, malutka i jej kupki, też na razie malutkie. I do domu wrócił spokój i normalość, wesołe szczekanko, pazurkowe cykcykanie po podłodze, huśtający się ogon, na końcu tego ogona buja się dusza naszej kochanej Kleo, ucieszona psia dusza, że po jej „wyjechaniu na wakacje” nasze serca nie zamknęły się na zawsze i że jej malutka psia siostrzyczka ma teraz dom, własny kocyk, miseczkę i ma to co najważniejsze, miłość, a nie tylko kawałek zimnej podłogi w schronowym boksie. „Kocham Cię Kleo” - powtarzam teraz jeszcze częściej, w niebo, w przestrzeń, i przytulam Melę, i czuję Kleo, która przychodzi i wciska się obok, ale wcale nie jest nam ciasno, Klełowa dusza jest teraz jeszcze mniejsza niż malutka Mela i choć waży zaledwie parę gram to ciepełko bije z niej ogromne… i tak się tulimy razem.  Kleo nie jest zazdrosna, wie, że ją kochamy, i że kochamy  też Melę, ale to inny piesek i zupełnie inna miłość, osobna miłość, ta dla Kleo się nie skończyła i nigdy się nie skończy...