Mam wrażenie, że ostatnio w lustrze nie widzę tego co jest,
a to co jest odbiciem aktualnego stanu mojego umysłu… jest więc jakaś taka
melancholia, znudzenie, zmęczenie. A przecież to nie jestem ja, ja jestem
wesoła, niepoprawna, ciekawska, zabiegana… tylko ostatnio coś strasznie o tym
zapominam, coś strasznie zasmęcam się i życie mi się tak jakoś ślimaczy, bleee… Ogarniam się tak jakoś zbyt wolno, na zajęcia
niby chodzę, ale ciągle, ciągle, ciągle zawalam. A naprawdę bym chciała się
postarać, ale jak tu się starać, bzdurne bzdury z ust przewrażliwionych nadgorliwców.
Zniechęca mnie sposób w jaki prowadzone są zajęcia, zniechęca mnie to, że na
literaturze współczesnej nie omawiamy tego co nas interesuje, a każdy ma
przewrotny i ciekawy gust, mógłby z tego powstać zachwycający zlepek pozycji do
omówienia, przekrój przez wszystkie smaki i barwy. Ale nie, pan nadgorliwy
wybrał za nas smęty i przygnębienie, i wymaga od nas uprawiania close reading
na tej mamałydze, jeśli on ma przyjemność w dogłębnym czytaniu tych wybranych
przez siebie rewelacji, proszę bardzo, z gustami się nie dyskutuje, ale ja mam
bardzo ciekawe życie, i nie potrzebuję dziobać w szczególikach tej nudy, mam co
przeżywać w rzeczywistości, nie potrzebuję clore reading… Jak już czytam to w zaaferowaniu, z wypiekami
na twarzy, zaglądam pięćdziesiąt, czy sto stron w przód z niecierpliwością i pożądaniem,
zżywam się z bohaterami i czuję się jakbym razem z nimi płynęła przez czytaną historię…
a w czym ja tu niby mam chcieć uczestniczyć, w tych jego wymysłach, a
najbardziej to mnie wkurzyło co? A to, że naprawdę przeczytałam to to to, coś,
a posadzono mnie o to, że tego nie zrobiłam, z kpiącym uśmieszkiem i
sarkastycznym komentarzem, a niech będzie, na następny raz nie przeczytam jeśli
ma to tak wyglądać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz