czwartek, 22 listopada 2012

Falafel na cienkim

Mam wrażenie, że ostatnio w lustrze nie widzę tego co jest, a to co jest odbiciem aktualnego stanu mojego umysłu… jest więc jakaś taka melancholia, znudzenie, zmęczenie. A przecież to nie jestem ja, ja jestem wesoła, niepoprawna, ciekawska, zabiegana… tylko ostatnio coś strasznie o tym zapominam, coś strasznie zasmęcam się i życie mi się tak jakoś ślimaczy, bleee…  Ogarniam się tak jakoś zbyt wolno, na zajęcia niby chodzę, ale ciągle, ciągle, ciągle zawalam. A naprawdę bym chciała się postarać, ale jak tu się starać, bzdurne bzdury z ust przewrażliwionych nadgorliwców. Zniechęca mnie sposób w jaki prowadzone są zajęcia, zniechęca mnie to, że na literaturze współczesnej nie omawiamy tego co nas interesuje, a każdy ma przewrotny i ciekawy gust, mógłby z tego powstać zachwycający zlepek pozycji do omówienia, przekrój przez wszystkie smaki i barwy. Ale nie, pan nadgorliwy wybrał za nas smęty i przygnębienie, i wymaga od nas uprawiania close reading na tej mamałydze, jeśli on ma przyjemność w dogłębnym czytaniu tych wybranych przez siebie rewelacji, proszę bardzo, z gustami się nie dyskutuje, ale ja mam bardzo ciekawe życie, i nie potrzebuję dziobać w szczególikach tej nudy, mam co przeżywać w rzeczywistości, nie potrzebuję clore reading…  Jak już czytam to w zaaferowaniu, z wypiekami na twarzy, zaglądam pięćdziesiąt, czy sto stron w przód z niecierpliwością i pożądaniem, zżywam się z bohaterami i czuję się jakbym razem z nimi płynęła przez czytaną historię… a w czym ja tu niby mam chcieć uczestniczyć, w tych jego wymysłach, a najbardziej to mnie wkurzyło co? A to, że naprawdę przeczytałam to to to, coś, a posadzono mnie o to, że tego nie zrobiłam, z kpiącym uśmieszkiem i sarkastycznym komentarzem, a niech będzie, na następny raz nie przeczytam jeśli ma to tak wyglądać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz